Zdjęcie: Nile Bowie/Nintendo Life

Coś bardzo tajemniczego dzieje się ze smutnie mało znanym, ale czule zapamiętanym klejnotem z ery Famicom. Został zbudowany na tym samym silniku gry, co oryginalna Legend of Zelda, ale w przeciwieństwie do Linka, który od dziesięcioleci pozostaje na wyżynach wszechczasów, bohater tego minionego klasyka nigdy nie doczekał się nawet odpowiedniej międzynarodowej premiery w swoim czasie, nieważne kontynuacja.

Poświęć więc myśl samotnemu samurajowi Takamaru.

Mówiąc, że The Mysterious Murasame Castle, pierwotnie wydany w 1986 roku na Famicom Disk System, nadal dobrze się trzyma to mało powiedziane. Oferuje jedne z najbardziej zgryźliwych rozgrywek ery 8-bitowej i przez lata otrzymał wiele pochwał od samego Nintendo. Fakt, że brakuje go w akcji na Switchu, jest zarówno zaskakujący, jak i rażąca stracona szansa.

Jest tak szczególnie dlatego, że niedawne zamknięcie sklepu internetowego 3DS wyeliminowało jedyny sposób legalnego zakupu gry wraz z jej pierwszą międzynarodową premierą w 2014 roku za pośrednictwem konsoli wirtualnej. Oprócz zastrzeżonych dyskietek, które działały na ekskluzywnym w Japonii dodatku sprzętowym Famicom, jego jedyne fizyczne wydanie pojawiło się, gdy zostało przeniesione na Game Boy Advance w Japonii w 2004 roku.

Obrazy: Nile Bowie/Nintendo Life

Dzisiaj zamku Murasame nigdzie nie można zobaczyć w usłudze Nintendo Switch Online, ani na Zachodzie, ani w Japonii, co sprawia, że ​​36-letni tytuł jest bardziej nieuchwytny niż kiedykolwiek. To wielka szkoda, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak bardzo jest nadal szanowany, ponieważ Hideki Kamiya i Suda51 mówili w ostatnich latach, jak bardzo chcieliby zrobić nowoczesny restart.

Ale co dokładnie sprawia, że ​​​​to gra tak wciągająca? Zamek Murasame jest końcowym produktem eksperymentów zespołu Zelda nad zwiększeniem szybkości ich silnika gry. Choć zachowuje widok z góry na dół, unika zagadkowej i wolniejszej eksploracji dziewiczego wpisu Linka na rzecz bardziej liniowego, zorientowanego na akcję doświadczenia, które, co dziwne, często porównuje się do strzelanki z piekła rodem.

Umieszczony w Japonii w okresie Edo utalentowany szermierz Takamaru zostaje wezwany przez rządzący szogunat po tym, jak obiekt pozaziemski spadł z nieba i posiada duży kamienny posąg istoty znanej jako Murasame, która wykorzystuje swój mroczny wpływ, by przejąć kontrolę nad tytułowym zamkiem, jednocześnie będąc w posiadaniu daimyo, czyli władców czterech innych sąsiednich zamków.

Uzbrojony w katanę do walki w zwarciu i nieskończony zapas shurikenów, które można ulepszać do ataków dystansowych, Takamaru musi odpierać kolejne fale ninja, demonów i różnych złoczyńców podczas infiltracji każdego z pięciu zamków. Z pozoru wszystko, co się rusza, próbuje cię zabić, składanka doskonale chwytliwych motywów legendarnego kompozytora Kojiego Kondo pięknie to łączy.

Obrazy: Nile Bowie/Nintendo Life

Jak wiele innych gier z epoki, Zamek Murasame jest trudny – zwłaszcza w jego drugiej połowie. Chociaż jest to również sprawiedliwe i możliwe do pokonania, z systemem punktów kontrolnych na początku lub w połowie każdego etapu. Jest to całkowicie gra zręcznościowa, a postępy zależą od waleczności gracza w przeplataniu chaotycznych bitew i zdobywaniu ulepszeń w celu skuteczniejszych zabójczych ciosów.

Takamaru może parować większość nadlatujących pocisków, rzucając kule ognia, rzucając błyskawice śruby i okiełznać niewidzialność. Każdy zamek przynosi coraz trudniejszych wrogów i szaleńcze bitwy, a jedynym wytchnieniem są dodatkowe życia przyznawane, gdy córki szlachciców przetrzymywanych w niewoli w zamkach zostają uratowane. Niebieskowłosy wojownik może wytrzymać trzy trafienia wroga, zanim straci życie.

W przeciwieństwie do fantastycznego Królestwa Grzybów i Hyrule, świat Takamaru jest przesiąknięty kulturą japońską i mówi się, że to pozorne brak „uniwersalnego uroku” był czynnikiem, który najbardziej wpłynął na jego japońską ekskluzywność. Ale konsola Nintendo Entertainment System nie była obca grom ninja i motywom wschodnim, a rozgrywka w Murasame Castle mówi sama za siebie.

W porównaniu z lokalnymi grami z pierwszej ręki w tamtych czasach jest zarówno znacznie bardziej płynna, jak i wybaczający niż Kid Icarus, a ze względu na względną liniowość jest bardziej dostępny niż bezmapowy labirynt oryginalnego Metroida. Jest również znacznie mniej tajemniczy niż jego rodzeństwo, The Legend of Zelda, zachowując arkadową jakość gry typu „podnieś i zagraj”, którą każdy gracz może szybko pojąć.

Chociaż brakuje mu rozpoznawania imienia, Takamaru sam w sobie jest ikoną Nintendo z garstką własnych kamei na swoim koncie. Genialny Nintendo Land na Wii U oddaje hołd minigrze „Zamek Ninja Takamaru”, w której rzucasz shurikenem we wrogów na ekranie telewizora za pośrednictwem GamePad, co oznacza najbardziej dopracowane do tej pory wywołanie zwrotne.

Zdjęcia: Nile Bowie/Nintendo Life

Pojawia się także w Super Smash Bros. Ultimate jako trofeum asystujące z kostiumem wojownika Mii do odblokowania, oprócz wcześniejszych występów w serii. Według twórcy Smash, Masahiro Sakurai, wcześniej rozważano włączenie Takamaru jako w pełni grywalnej postaci, ale ostatecznie nie udało mu się to z powodu jego niewystarczającej popularności.

Na tym polega zagadka: nie można oczekiwać, że bohater Murasame będzie zdobywa popularność, gdy jego jedyny tytuł jest trzymany z dala od ogromnej globalnej bazy instalacji Switcha.

Istnieje precedens dla ekskluzywnych w Japonii tytułów Famicom, które pojawiają się na Switchu, z opracowaną przez Namco Mystery Tower z 1986 roku lub Wieża Babel, która pojawiła się niedawno na Nintendo Switch Online. Fire Emblem: Shadow Dragon & the Blade of Light była również grą dostępną wyłącznie w Japonii, która została po raz pierwszy w pełni zlokalizowana w grudniu 2020 r., ale w niewytłumaczalny sposób miała ograniczone czteromiesięczne okno wydania w eShopie Switch.

Co mały tekst, który zawiera zamek Murasame, został przetłumaczony na angielski, kiedy pojawił się na 3DS, więc Nintendo siedzi teraz tylko na zlokalizowanej wersji gry, którą w pełni posiada i nie musiałoby licencjonować. Ten fakt nas irytuje, zwłaszcza podczas długich okresów, kiedy przez wiele miesięcy nic nie jest dodawane do płatnego poziomu podstawowego NSO. To prawdziwy drapak w głowę.

Myśl o tym, że PlatinumGames lub Grasshopper Manufacture pewnego dnia spróbują odrodzić współczesną franczyzę, jest ekscytująca, ponieważ oba dobrze pasują do dotykowej akcji typu hack-and-slash. Ale na razie możemy mieć tylko nadzieję, że Big N stanie na wysokości zadania i zrealizuje skromny cel, jakim jest wprowadzenie niedocenionego i niedocenianego klasyka na Switcha, w dowolnej formie, jaką uzna za stosowną.

Ach, JC. *Gatsby_glass_raise.gif*

Categories: IT Info